środa, 29 września 2010

Przyjemność - the pleasure





Skąd się bierze przyjemnośc tworzenia? Bierze się ze smakowania szczegółu i oczekiwania na efekt końcowy. Bierze się z satysfakcji płynącej z procesu tworzenia, zarówno w jego wymiarze materialnym, jak i duchowym.
W wymiarze materialnym powstaje przedmiot, który urealnia wszystko to, co gromadzimy we wnętrzu - przeżycia, przyjemności, smaki i zapachy, dźwięki.
W wymiarze duchowym doświadczamy zadowolenia z faktu, że można się wypowiedzieć poprzez konkretną formę.
Te dwie pary kolczyków sprawiły mi przeogromną radość. Czasami powstają prace, z którymi jestem szczególnie mocno zżyta. Być może najwięcej mówią o mnie - lubię połączenie "mocnych" kamieni, jak jaspis, lapis lazuli, malachit, agat, z delitakną, ażutową formą. Wtedy biżuteria nabiera powagi i sprawia wrażenia naprawdę długowiecznej. Lubię dopracowywać szczegóły. "Dłubać", jak do się potocznie u nas w domu mówiło. Mój tato często się ze mną droczy: "Gosia, ty dłubku, skończ już" ;)
A przecież to "dłubanie" mam po tatusiu ;)
*********************************************************

Where does the pleasure come from? It comes from tasting the detail and waiting for the final effect. It comes from satisfaction, which runs from creating process, both in material and spiritual aspect.

In pecuniary meaning we have the object, which makes real everything collected within - experiences, delights, tastes and smells, sounds.

In spiritual sence we experience the pleasure, caused by the chance of expressing ourselves by the specific form.

These two pairs of earrings gave me a lot of joy. Sometimes come into being works which are extremely close to me. Perhaps they tell about me most - I like combine of "strong" stones as jasper, lapis lazuli, malachite, agathe and open-work details. It makes the jewels more dignified and long-lived. I like working on details. To tinker. My papa often teases me saying: " Gosia, you tinker, end it already" ;)

Yet, I am tinker after my father ;)

*********************************************************

Szczegółowy opis Wild Wild West oraz Snu nocy letniej na stronie galerii.

*********************************************************

Detailed descriptions linked above.




czwartek, 16 września 2010

Rzymskie

Czasami wpadnie do głowy jakiś wzór, który trzeba potem „wyrobić”, aby się od niego uwolnić. Próbuję więc uwolnić się od tego rzymskiego kształtu. Na razie trzy próby są już za mną:
 asymetryczny naszyjnik ze srebrnych korali i łańcuszków


 kolczyki z lapisem lazuli






RZYM-dostępny w galerii - kolczyki z elementami Vermeil (czyste srebro pokryte 24 karatowym złotem) i turmalinem


Podejrzewam, że powstaną jeszcze jedne, z pięknym jabłkowo-zielonym chalcedonem. A może z czymś innym? Ale nie wiem, kiedy to nastąpi, bo wzory w afrykańskiej stylistyce cisną mi się do rąk. To chyba tęsknota za podróżami tak na mnie wpływa.

środa, 15 września 2010

Tycie

Zaplotłam naprawdę tycie kolczyki. Malutkie ślimaczki z okrągłymi główkami i „muszelkami”, przyozdobionymi pięknymi, choć równie małymi, kamieniami – szafirkiem, peridotem i granatem. Średnica ślimaczka wynosi ok. 1 cm, a wraz z „główką” 1,3 cm. Natomiast brioletka żółtego szafiru ma wymiary 3x4mm, oponka peridotu – 3 mm, kuleczka granatu (rodolitu) – 2 mm.
Forma malutka, a przez to szalenie wymagająca. Wykonanie tych malutkich splotów wymagało ogromu pracy i precyzji, ale zaplatanie tak "mikroskopijnych" form ma w sobie coś z gigantycznych wyzwań. Odkrywam na nowo radość z każdej, wykonanej formy. Łapię oddech. Odskakuję na chwilę od codzienności zawodowej. Ślimaczki pomogły. Złamały monotonię formy „retro”. Być może na ich powstanie wpłynął sezon grzybowy? Ostatnio grzybowałam – niestety, choć w dużej ilości, same zajączki (zajączki nie pasują do biżutków). Napotkane podczas grzybowania stada ślimaków wpływają na moją podświadomość. Ot przyczyna ;)

czwartek, 9 września 2010

Wictoriańska zieleń




Minęło dużo czasu od ostatniego wpisu.
Przede wszystkim minęły wakacje. Minęła piękna pogoda i jesień powoli stuka do okien deszczem.
Brak aktywności na blogu nie wynikał bynajmniej z zarzucenia biżuterii, czy tez niechęci do pracy. Po prostu wakacje, promieniujące słoneczną pogodą i umiłowanie letnich aktywności sprawiły, że nie starczyło czasu na podatkowe zajęcia z biżu.
Ale z tym już koniec. Pogody brak. Nowe mieszkanie prawie już urządzone i mieszka się naprawdę cudownie w zielonej okolicy z miłymi sąsiadami. Serweta na stolik skończona, bo w międzyczasie (o ile coś takiego, jak międzyczas istnieje) zapałałam miłością do robótek dzierganych szydełkiem.
Ale wróćmy do tematu głównego, czyli wiktoriańskich kolczyków, zielonych zielenią butelkową-turmalinową.
Bardzo lubię ten styl, choć podejrzewam, że nie odnalazłabym się w wiktoriańskim gorsecie (mam na myśli zarówno aspekt garderobiany jak i społeczny). Pozostaje mi cieszyć się wykonaniem tych ozdób do czasu, aż znajdą inny dom ;)

Cieszy mnie powrót do zaplatania. Mam mnóstwo nowych pomysłów, wypoczęte ręce, już bez kontuzji (nie wiecie, jakie bóle w dłoniach może powodować zaplatanie drutu – ja też nie wiedziałam) i długie jesienne wieczory bez pokus roworowo-spacerowo-ogródkowych.

Szczegółowy opis kolczyków na http://www.zaplecione.pl/